W kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chełmnie 14 września 2021 r. odbyła się uroczysta sesja zamykająca etap diecezjalny procesu oraz Msza Święta w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożej Magdaleny Mortęskiej.
Eucharystii przewodniczył abp Tadeusz Wojda, metropolita gdański, a homilię wygłosił abp Edmund Piszcz, arcybiskup senior archidiecezji warmińskiej, znawca postaci i duchowości Sługi Bożej, zaangażowany w przygotowania procesu beatyfikacyjnego.
Poniżej publikujemy tekst homilii wygłoszonej przez abp Piszcza:
Najdostojniejszy Księże Biskupie Toruński, Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie Metropolito Gdański.
Drodzy Bracia Kapłani, Siostry Zakonne, Bracia i Siostry.
Gdy kończy się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej – Magdaleny Mortęskiej, pragniemy raz jeszcze spojrzeć z uwagą na tę postać, w XVI wieku żyjącej kobiety, zakonnicy, reformatorki reguły benedyktyńskiej, autorki rozważań religijnych, człowieka oddanego całkowicie Bogu i Jego woli.
Śledząc jej życie, nie wolne od trudów i przeciwności, nasuwa się pytanie, kim była Magdalena Mortęska i jakie wartości ewangeliczne kształtowały jej życie? Spróbujmy dać na nie odpowiedź i wymieńmy pierwszą.
Była Magdalena niewątpliwie kobietą wielkiej WIARY. Jednak to słowo, bardzo ogólne, domaga się, w jej przypadku, szczegółowego uzupełnienia, a więc wyjaśnienia, jak przedstawiała [się] w jej życiu ta wiara? Chyba było tak, że nie była ona tylko jakąś tradycyjną spuścizną, ale przede wszystkim ogromnym ZAUFANIEM Bogu, u którego „wszystko jest możliwe” (Mt 19,26). Od wczesnych lat, jak sama wspominała, Bóg obdarzył ją POWOŁANIEM do życia zakonnego. Dodajmy – do życia, które w jej czasach nie tylko zanikało, ale często, jak to się mówi leżało w gruzach. Można chyba bez przesady powiedzieć, że w wierze Magdaleny zawierała się jakaś WIZJA odradzającego się Kościoła i zakonnego życia. Był to bowiem okres po tym wstrząsie, jaki zrodziła XVI-wieczna Reformacja, a Kościół szukał nowych dróg, łączących człowieka z Bogiem. Był to więc czas rozterek i kryzysu wiary. Oświecona zapewne światłem Ducha Świętego, wiedziała Magdalena, że kryzys nie jest sytuacją klęski, ale sytuacją DECYZJI. A ta decyzja zrodziła się w pełnej zaufania wierze i zawartej w niej wizji, ujętej słowami: „Nie ja, ale Bóg przeze mnie”.
Podkreślić jeszcze trzeba, że wizja Magdaleny, dotycząca odrodzenia i zreformowania życia zakonnego po Soborze Trydenckim, realizowana była przez KOBIETĘ. A ten rodzaj nie uczono pisać, ani czytać, bo rolą życiową kobiet miało być małżeństwo, macierzyństwo, rodzina i szeroko rozumiany dom. Przed taką trudnością czy nawet przeszkodą stała Magdalena. Jednak ją pokonała.
Wiemy, że wiara w Boga może się w człowieku różnie kształtować. Może pogłębiać się i wzrastać, ale może też gasnąć i zanikać. Z życia i pism ascetycznych Magdaleny wynika, że jej wiara była bardzo żywą WIĘZIĄ z Jezusem, więzią opartą na MIŁOŚCI i WIERNOŚCI. Już we wczesnej młodości wypowiedziała słowa nadziei i ufności, iż wypełni swe powołanie zakonne „dzięki Panu i Zbawicielowi, którego poślubiła”. I temu powołaniu pozostała wierna. Tak więc pierwszą wartością, kształtującą życie Magdaleny, była niewątpliwie WIARA, rozumiana, jako żywa łączność z Jezusem. Wiara, będąca ZAUFANIEM i WIERNOŚCIĄ. Wiara, zawierająca WIZJĘ odrodzenia życia zakonnego, zgodnie z zaleceniami Soboru Trydenckiego.
Drugą wartością w egzystencji Magdaleny była odwaga, czyli MĘSTWO. Wiemy, że jest ono jednym z 7 darów Ducha Świętego, uzdalniającym do działania, w którym trzeba przezwyciężyć trudności i przeszkody. A było ich w życiu Magdaleny nie mało. Chciała, by życie zakonne Sióstr Benedyktynek wyszło ze średniowiecznych schematów i nabrało nowej, potrydenckiej siły. Wiele bowiem klasztorów umierało naturalną śmiercią, bo zakonnice odchodziły, a nowych powołań nie było. Chyba nie będzie przesady, jeżeli tę sytuację określimy, jako „Krajobraz po bitwie”. Niezbędne było w tym działaniu MĘSTWO, by w tej „krajobraz” wejść i rozpocząć odbudowę zastałego zniszczenia. Jednak Magdaleny to nie przerażało. Gdy w 1578 roku wstępowała do klasztoru w Chełmnie, to jak pisze jej biograf Karol Górski – „dachy przeciekały, mury groziły zawaleniem, a w krużgankach hukały sowy”. Wejście w tę materialną, a także duchową ruinę, wymagało rzeczywiście męstwa i ogromnej wiary w Bożą Opatrzność. Jednak właśnie w takim otoczeniu i środowisku realizowała Magdalena swe powołanie, a także swą reformatorską wizję. I co najbardziej zdumiewa, że po pewnym czasie jej mężne starania przyniosły rezultat. Klasztor chełmińskich benedyktynek był pierwszym zreformowanym klasztorem na Ziemi Chełmińskiej.
Śledząc życiowe zmagania Magdaleny z różnymi trudnościami i to nieraz dużymi, które ona jednak znosiła i które przezwyciężała, musimy postawić pytanie, skąd czerpała ona siłę, by mężnie realizować reformatorską wizję mniszek i klasztorów sióstr benedyktynek. Tym pytaniem odszukujemy trzecią wartość, kształtującą życie Magdaleny, a mianowicie MODLITWĘ. Wprawdzie miała ta ambitna Ksieni życzliwych, wspierających ją ludzi, również dostojników Kościelnych, ale zasadniczym źródłem jej męstwa i duchowej siły była właśnie modlitwa. Dobrze się stało, że pytanie o tę duchową moc płynącą z modlitwy, stawiamy w dniu, w którym Kościół wspomina Podwyższenie Krzyża Świętego. Bo właśnie Chrystusowy Krzyż i złączone z nim rozmyślanie, rodziły w Magdalenie treści głębokiej modlitwy, dającej siły do przezwyciężenia trudności i przede wszystkim do uwielbienia Boga.
Święty Ojciec Pio powiedział kiedyż, że miłości uczy się człowiek najlepiej pod Krzyżem. Tę wypowiedź chciałbym odnieść do naszej Ksieni, którą Bóg obdarzył szczególnym nabożeństwem do męki Zbawiciela. Jeden z jej biografów wspomina, że patrząc na krzyż i rozważając cierpienia Chrystusa, Magdalena płakała. Nie była to jakaś pokazowa przesada, ale rezultat wgłębiania się w ogrom Jezusowej miłości.
Przed reformą trydencką klasztory żeńskie skupiały się modlitewnie na litaniach, koronkach do Matki Bożej, do Aniołów, do świętych, a Matka Magdalena zarządziła, że źródłem modlitw będzie Ewangelia. Słowo Boże, niektóre pisma Ojców Kościoła i liturgia. I co było jeszcze bardzo ważne? Z modlitwą miała być również złączona prawda o swojej grzeszności. Prawda, rodząca postawą pokory. W kwestii modlitwy nasuwa się jeszcze takie przypuszczenie, że wszystkie na ten temat uwagi, myśli czy zalecenia Magdaleny, nie były wynikiem jakiejś kompilacji z pism ascetycznych, ale stanowiły rezultat jej osobistych przemyśleń, jej osobistych relacji z Bogiem i Jego łaską.
Ta więź z Bogiem była niesłychanie żywa w tym znaczeniu, że matka Magdalena była, jako człowiek i siostra zakonna, wiernym ŚWIADKIEM Jezusa. I to jest czwarta wartość, kształtująca jej benedyktyńskie życie. Przyjrzyjmy się jej bliżej. Magdalena wiedziała, że cenne jest wypowiadane słowo, ale najcenniejsze jest ŚWIADECTWO. Jego wagę podkreślił sam Jezus, gdy faryzeuszom oświadczył:, „Jeżeli Mi nie wierzycie, to wierzcie swoim uczynkom” (J 10, 38). Poznać bowiem człowieka najlepiej można, nie przez to, co on mówi, ale przez to, co on czyni. Zatem, gdzie jest wierne świadectwo, tam słowa są nie potrzebne.
Gdy chodzi więc o Ksieni chełmińską, to zapewne wzięła ona sobie głęboko do serca Jezusową propozycję, zawartą w słowach: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój na każdy dzień i niech Mnie naśladuje” (Łk 8,23). Właśnie w słowach: „Niech Mnie naśladuje” zawarty był najpewniej cały program życia zakonnego Magdaleny, przykład współżycia z Chrystusem poprzez dawanie o Nim świadectwa własną codziennością. Gdy Święty Piotr, jak podają Dzieje Apostolskie, wyjaśniał słuchaczom, kim był Jezus, oznajmił, że był tym, który przeszedł przez tę ziemię „dobrze czyniąc” (10,38). Myślę, że to słowa trafnie też określają życie Magdaleny, jako ambitnej kobiety, wiernej powołaniu zakonnicy, ksienie benedyktyńskiej, świadkowi Chrystusowego życia, Chrystusowej prawdy, miłości i dobroci. Można bez żadne przesady powiedzieć, że przeszła przez ziemię, na której żyła, DOBRZE CZYNIĄC. W jej postawie życiowej, w jej postępowaniu, w jej relacji do drugich, zwłaszcza do współsióstr, w odniesieniu do różnych sytuacji z różnymi ludźmi, otóż wszędzie tam starała się Magdalena dawać świadectwo o Chrystusie, czyli starała się Jego przez Siebie pokazać.
Na pierwszym miejscu stała u niej najpewniej PRAWDA, rozumiana również jako POKORA. Tę cechę podkreślały współsiostry i inni, którzy Magdalenę bliżej znali. Ona nigdy nie wynosiła się i nie podkreślała, że jest ksienią i że należy się jej szczególny szacunek i poważanie. Umiała rzeczywiście widzieć siebie w świetle prawdy, skoro podkreślała, że jest grzeszną i niegodną bycia ksienią. Nie było w tym przesady, ale poetyckie stwierdzenie: „Panie, przed Twoim obliczem, jestem prochem i niczem”. Gdy chodzi o ślub ubóstwa, to świadectwo dawała Magdalena w ten m.in. sposób, ze nie używała słów: „mój” czy „moja”. Nawiązywała tu zapewne nie tylko do wypowiedzi Jezusa, ale także do reguły Św. Benedykta, mówiącej o ubóstwie. Jej świadectwo w tym zakresie było bardzo znamienne, bo np. nosiła zużyte szaty, a gdy krewne jej darowały materiał na habit i go uszyto, to Magdalena nie chciała go nosić. Nie było w tym przekory, ale świadectwo umiłowania ubóstwa. Była więc Ksieni chełmińska w wierności i regule zakonnej radykalna i surowa, ale dla siebie. Nigdy nie narzucała go drugim. Wiedziała zapewne, że najlepszym nauczycielem innych są, nie słowa, ale wierna reguła i Bogu świadectwo życia.
Osobiście była Magdalena Bogu wdzięczna za to, że jako dziewczynka, pomagając w kuchni, wykuła sobie przez przypadek, prawe oko. Nasuwa się pytanie, czy za takie kalectwo można dobyć się na wdzięczność? Tak, bo jak sama to określiła, uchroniło to ją od ówczesnych zabaw, a także od innych pokus światowego życia. Może najbardziej znamienne świadectwo pokornej codzienności dawała Magdalena swoim współsiostrom, gdy podejmowała czynności, od jakich była jako Ksieni absolutnie zwolniona. Gotowała posiłki, szorowała kuchenne naczynia, nosiła drwa na opał, piekła chleb, no i na równie z siostrami czyściła ubikacje. A wszystko to czyniła z pokorą, cierpliwością i cichością, nie znosiła bowiem żadnych dla siebie pochwał czy uznania, za to co czyni. W tym zakresie cechowała Magdalenę ogromna prostota i radość, że może siostrom przyjść z pomocą.
W swoim testamencie skierowała do nich trzy prośby: Pierwszą, by żyły według reguły Świętego Benedykta. Drugą, by żyły modlitwą i w niej nie ustawały. Trzecią, by czuwały nad sobą, będąc wierne Bogu i regule zakonnej. Życie Ksieni zakończyło się 19 lutego 1631 roku. Już wówczas żywa była opinia o jej świątobliwym życiu, a w końcu XVII wieku włączono ją do katalogu benedyktyńskich świętych w Polsce, mimo braku oficjalnej kanonizacji. A może warto pamiętać o słowach starożytnego poety greckiego Hezjoda, który pisał, że „Vox populi – vox dei”, a więc, że „Głos ludu, jest głosem Boga”. Jeśli jest to prawdą, to można ją w całości odnieść do Chełmińskiej Ksieni.
Jej wierne Bogu życie dzielą od nas prawie cztery wieku. Ktoś powie: Były tedy inne czas. Tak, ale ludzkie prawy bywają niezmienne, a rozwiązania ich dokonują właśnie tacy ludzie jak Magdalena Mortęska. Kobieta, która w pełni zaufała Bogu, której wiara była mężna, ubogacona modlitwą oraz tą miłością, jaka była dawaniem świadectwa. Tacy ludzie są nam zawsze potrzebni jako przewodnicy, prowadzący drogą codzienności do życia z Bogiem… Matka Magdalena ma dużo do powiedzenia nie tylko wspólnotom zakonnym, ale także wszystkim innym, szukającym Prawdy i Miłości. Tymi wartościami ona żyła i dzisiaj wskazuje nam, że one tworzą sens człowieczego życia. Dlaczego? Bo gdzie jest Prawda i Miłość, tam jest zawsze Bóg.
Amen.